sobota, 11 lipca 2015

-3-

Później ci wytłumaczę - powiedziała blondynka...
Harry's POV
Jesy zapłakana pobiegła do swojego pokoju. Ok, ja dalej nie rozumiem.
PRZECIEŻ ONA MOGŁA ZABIĆ LEIGH!
To jest jej przyjaciółka, co ona jej zrobiła?
- Harry, to nie tak - powiedziała Perrie
- To jak jest? Powiedz, jak?! - krzyknąłem
- Jak się dowiedzieliście, jest córką Zeusa, oraz jakiejś półbogini. Nikt jej nie zna. My myślimy, że przez to się tak przemienia. No więc, przejdźmy do przemiany, robi to, gdy spotka jakiegoś półboga, przy nas też się przemieniła... Obiecałyśmy, że razem to rozwiążemy... - powiedziała blondynka
- A więc to tak... - westchnąłem, czyli takie fajne pierwsze wrażenie. - Głowa mnie boli... - stwierdziłem.
Definitywnie jest coś nie tak.
- Wyczuwam złe, ale to bardzo złe, impulsy. - stwierdził Liam
Odwróciłem sięw stronę Perrie, w jej oczach zbierały się łzy.
- Przepraszam, kocham was - wyszeptała - JESY, NIE!
Dziewczyny poleciały do jej pokoju, a tam leżała brunetka, z raną od ugryzienia wampira

Louis's POV:
Nie zastanawiając się dłużej, pobiegłem wraz z dziewczynami. Słyszałem za sobą ciężkie kroki i dyszenie, pewnie Harry'ego. Oh, zapomniałem, jakież to męczące wbiec po schodach... Czujesz ten sarkazm? Ja też. Dobra, Louis skup się. Usłyszałem przed sobą chichot. To Perrie.
Cholera, przecież ty to słyszysz... Weź spadaj z mojej głowy!
Sam spadaj. Jeśli chcesz, to ochroń swoje myśli. Ja swojej mocy nie dam rady wyciszyć, geniuszu.
Skoncentrowałem się na tym, co działo się przede mną. Przepchnąłem się obok dziewczyn.
- Przesuńcie się! - krzyknąłem - Jade, zostaw ją.
- Przecież ona umiera! - wrzasnęła zrozpaczona dziewczyna, a z jej oczu zaczęły się wylewać coraz to większe ilości łez.
- No widzę, dlatego mówię, żebyś ją zostawiła i dała mi do niej podejść. - mówiłem ze spokojem. W takich sytuacjach nie można było panikować, szczególnie ja nie mogłem. Jeszcze źle rzucę czar... czy coś.
- Jade, zaufaj mu. On się na tym zna . - powiedział Niall z przekonaniem.
Dziewczyna ocierając łzy puściła nieprzytomną Jesy. Szybko klęknąłem koło brunetki. Zmarszczyłem brwi i zamknąłem oczy. Skupiłem się i umysłem zacząłem sprawdzać, najpierw aurę brunetki, a następnie jej ogólny stan. Niestety ciągłe odgłosy (szlochy, poruszania, ciche odgłosy) ciągle mi przeszkadzały.
- Możecie wyjść? - spojrzałem na nich wyczekująco. Chłopaki od razu spełnili moją prośbę, ale dziewczyny zostały. Westchnąłem - nie zamierzam jej zgwałcić lub zabić, tylko ocalić życie. Wasze ciągłe szlochy mi w tym przeszkadzają.
Wszystkie się zawahały.
- Marnujecie czas, już bym ją mógł uzdrowić. - Po tych słowach opuściły pokój - No Jesy, co ty narobiłaś...
Jeszcze raz zamknąłem oczy. Wyciągnąłem dłoń nad szyję, gdzie były dwie małe dziórki, z których ciągle sączyła się krew. Czułem jak umiera. Jak z każdą wylaną kroplą krwi odchodzi życie Jesy. Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, że jest tak źle.
- No co jest. Jesteś córką Zeusa!
Pomyślałem nad słowami, których muszę użyć do jej ożywiee...
- O Boże... Nie, nie, nie! Nie umrzesz, rozumiesz?!  - bez zastanowienia sięgnąłem w głąb umysłu, tam gdzie znajdowała się bariera magii. Bez problemu jej użyłem i zacząłem recytować zaklęcia - Atra gulai un ilian ono un atra waise fra rauthr. Waise heil un ono ilian brugh tu jien* - zaklęcie powtórzyłem dwa razy. Wyczerpany opadłem na podłogę. Wytarłem pot z czoła i sapnąłem. Przyjrzałem się brunetce. Ale ze mnie idiota. Podniosłem ją i przeniosłem na łóżko. Mały ruch... Wstrzymałem oddech. Jesy leciutko poruszyła powiekami. Jej rany dzięki zaklęciu zniknęły, a ona sama zaczęła odzyskiwać siły.
Nagle zaburczało mi w brzuchu. Chwilę stałem przy dziewczynie, ale widząc brak ruchu cicho wyszedłem z pokoju i skierowałem się do kuchni. W dużym pokoju wszyscy do mnie doskoczyli.
- I co z nią?!
- Żyje?
- Uzdrowiłeś ją?!
- Co z tobą? Jesteś strasznie blady!
- Coś jej się stało? Nie dało jej się uratować?! NO MÓW!
- Wszystko z nią w porządku, ale jeśli nie dacie mi dojść do kuchni i czegoś zjeść to mnie będziecie  musieli ratować. - w jednej chwili wszyscy zrobili mi miejsce.
- Zrobię ci coś, na przykład kanapki. Albo na co masz ochotę. - w drogę weszła mi Leigh.
- Dziękuję. Kanapki wystarczą. To jeśli jeszcze mogłabyś mi przynieść do pokoju Jesy. Jeszcze chwilę z nią posiedzę.
- Dobrze, nie ma problemu.
Poszedłem do sypialni brunetki. Przysunąłem sobie krzesło i usiadłem ciężko. Oczy zaczęły mi ciążyć, a głód się powiększać. Takie efekty uboczne stosowania magii. Nic takiego. Usłyszałem jak ktoś po cichu puka i wchodzi do pokoju.
- Proszę, tutaj masz kanapki. Nie wiedziałam z czym lubisz, dlatego zrobiłam kilka z szynką i kilka z serem. Tutaj masz jakby co ogórki i parę pomidorów. Zrobiłam ci jeszcze herbatę. - uśmiechnęła się przyjaźnie i dała mi napój.
- Dziękuję, Leigh, naprawdę.
- Nie ma sprawy. - spojrzała na Jesy - co z nią?
- Żyje. Trochę mnie kosztowało to zaklęcie, ale było warto. Nie pozwoliłbym jej umrzeć - uśmiechnąłem się słabo. Nagle Leigh-Anne rzuciła mi się na szyję i bardzo mocno przytuliła. Usłyszałem jej cichy szloch. Od razu ją objąłem.
- Dziękuję. Wszystkie ci dziękujemy. Jesteśmy dla siebie jak siostry. Nie wiem co by było, gdyby nie ty. Gdyby Jesy odeszła na zawsze.
Chwilę tak staliśmy, wtuleni w siebie, aż w końcu Leigh poszła do reszty. Z westchnięciem przyjemności wypiłem pół szklanki słodkiej, aromatycznej herbaty. Wziąłem się za kanapki. Dałem równo pokrojone ogórki na szynkę i pomidory na ser. I tak z sześciu kanapek została jedna.

Jesy's POV:

Czułam się jakbym dryfowała w powietrzu. Pomiędzy ciepłym, a zimnym powietrzem. Pomiędzy wszystkimi kolorami, w ciemności. A jednak wydawało się, że jest jasno.
Nagły błysk, oślepiający oczy.
Stałam na pięknej polance pośrodku lasu. Rozejrzałam się. Po prawej płynął maleńki strumyczek, wokoło były kwiaty. Miałam ochotę zrobić z nich wianek. Ruszyłam do nich, jednak coś mi nie dawało spokoju... Ktoś mnie obserwuje. Tak, czuję ten intensywny wzrok na sobie. Odwróciłam się nagle. Stała tam kobieta. Wytrzeszczyłam oczy. Ubrana w czarną suknie to samej ziemi i kawałek materiału wlókł się za nią. Podeszła bliżej. Nie... to nie jest kobieta. To dziewczyna. W moim wieku. Ciemne włosy spływały po jej ramionach. Pełne usta, ten sam nos, piwne oczy... Czy to możliwe?
- Tak, możliwe. - powiedziała dziewczyna, jakby czytając mi w myślach - Jestem tobą, Jesy.
Stałam jak wryta.
- Jestem z przyszłości. Wiesz... To, co chciałaś zrobić: wezwać wampira i dać się ugryść... Było niezłym pomysłem na śmierć... Tylko zapomniałaś, że masz przy sobie syna Tynatosa i Asklepiosa. Lecz nie w tym rzecz... Chciałam cię ostrzec. Przed wieloma rzeczami i osobami. Nie ufaj każdej napotkanej osobie. - Pff, nie jestem taka - już miałam to powiedzieć, ale Ja nie przestawałam mówić - Może się to źle skończyć. Po drugie... Pamiętaj, że twoje przyjaciółki i nowi przyjaciele martwią się o ciebie! Nie osądzaj ich tak szybko. - totalnie nie wiedziałam o co chodzi - Po trzecie... Najlepiej patrz przed siebie... W każdym sensie... - Ja z przyszłości zaczęła znikać, jak mgła - Nawet teraz... Nigdy się nie odwracaj, a będzie dobrze...
Zniknęłam Ja z przyszłości i zostałam Ja. Ja z teraźniejszości. Po prostu Ja.
Nigdy się nie odwracaj...
Nigdy się nie odwracaj...
Jak na złość samej sobie odwróciłam się, bo usłyszałam szelest. Rzeczywiście, nie był to dobry pomysł. Czyżbym sama sobie przepowiedziała przyszłość?
Stwór rzucił się na mnie.
Krzyknęłam.
Ból eksplodował we mnie. Po twarzy spłynęły łzy.
Ciemność... Spokój... Błoga ciemność.
Coś rzuciło mną o ścianę, a ja usłyszałam chrupnięcie kości. Jakaś moc mną rzucała.
Mam dość!
KIEDY TO SIĘ SKOŃCZY?!

Louis's POV:

Z drzemki wyrwał mnie krzyk. Podskoczyłem. Jesy poruszyła się. Z jej oczu lały się łzy.
- Jesy... Jesy! Co się dzieje?! Obudź się! Jesy!

*zaklęcie wymyślone ;D po przetłumaczeniu brzmi mniej więcej tak: "Wróć do świata żywych, nabierz energii. Uzdrawiam cię, niech życie wróci do ciebie"
ogólnie "waise heil" to zaklęcie uzdrawiające
N xx
-----------------------------------------------
Hejo! 
Jestem ja, znowu, bo Nadia chyba umarła i nie odpisuje.
Ale na pewno Louis ją uratuje i coś Wam napisze :) 
Za chwilę drugi rozdział, ten na razie komentujcie :) 
Pa ;*   

3 komentarze

  1. wowowow
    Zaklęcie Louisa *.*
    Brawa dla was za pomysł na takie genialne ff :3
    przetłumaczenie i wymyślenie zaklęć musiało trochę czasu zabrać xx no nieźle!
    Super ciekawie piszecie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Dwa rozdziały nie no kocham Was :D
    Od prologu dałam się wkręcić w wasz świat bogów i magii ... i śniła mi się Jesy z czarnymi oczami O.O
    Nie żałuję, że się tu znalazłam ;* jedno z najlepszych ff jakie czytałam xo

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam to :*
    Wszystko jest takie aijbxbcopdhu
    ;D
    Lecę czytać nexta!! xoxoxoxo

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to jest dla nas wielka motywacja i tym jednym komentarzem sprawiasz, że obie się od razu uśmiechamy :*